Dzierżoniów

szukaj w serwisie
zaloguj Przypomnij dane

Wiadomości / Piława Górna

Ustaw mniejszą czcionkę
Ustaw standardową czcionkę
Ustaw większą czcionkę
Kliknij, aby zobaczyć fotogalerię

Nowe zdjęcia: Helenka – tu nikt nie wymięka, twoja sukienka...

Redakcja, 02.07.2014, 11:30

Do artykułu dołączona jest fotogaleria

Wywiad z Long & Junior o muzycznej karierze.

← REKLAMA

W Piławie Górnej występują bardzo różni artyści. Mamy nawet lokalny zespół grający dance czy też muzykę biesiadną. Czym jest dance i dlaczego wykonawcy tego gatunku obrażają się, kiedy słyszą, że grają disco polo?

Junior: Nie obrażają się, ale łatwo można wykazać różnice między dance a disco polo. Decyduje przede wszystkim jakość brzmienia.
Long: I aranżacje nagrania. W disco polo aranżacje to typowy "klocek". Cztery instrumenty i na tym koniec.
Junior: Bas, stopa, linia melodyczna i fajny refren. To wszystko.

Na oficjalnej stronie internetowej podajecie, że rok 1996 był przełomowy dla duetu. Czym się wtedy zajmowaliście?

Long: Byliśmy DJ-ami.
Junior: I polskimi znakomitościami (śmiech).
Long: Poznaliśmy się wtedy i działaliśmy w sferze dj-skiej, ale dla duetu najważniejszy był rok 2000, gdy zaistnieliśmy jako Long & Junior.

Czy w Polsce DJ może utrzymać się z muzyki? Prywatnie trudniliście się czymś innym? Jak to dziś wygląda?

Junior: Jeżeli jesteś dobrym DJ-em, który troszczy się o poziom i nie gra dla siebie, tylko dla ludzi, wtedy masz spore szanse. Jeśli jednak grasz za 100 złotych tylko po to, żeby się pokazać przed dziewczynami, to jesteś frajerem i nie będziesz żył z muzyki.
Long: Dawniej wszystko przeplatało się ze sobą. Oprócz muzyki prywatnie zajmowaliśmy się pracą w branży motoryzacyjnej. Nie ważne, czy w weekendy, czy przez resztę tygodnia, ale praca była dla nas głównym nurtem działalności. Obydwaj jesteśmy pracusiami i tak już zostało do dzisiaj.

Wspominacie też Rafała "Rafalskiego". Jaką rolę odegrał w karierze zespołu?

Longa: Rafał, niestety już "świętej pamięci", pociągnął nas w świat produkcji nagrań i pomógł stawiać pierwsze kroki.
Junior: To niesamowity człowiek. Był prawdziwym wulkanem energii. W studiu potrafił przesiedzieć od 12 do 14 godzin bez zmęczenia, wyjść na papieroska, wrócić i pracować przez kolejne 12 godzin. Gdyby nie on, nie byłoby pierwszego utworu. Maczał też palce w piosence "Helenka".

Jak powstał ten, kultowy na parkietach, numer?

Long: Tak naprawdę tytułowa Helenka nie ma nic wspólnego z dziewczyną, o której śpiewamy. Pomysł na piosenkę zrodził się w innych, ale chyba równie śmiesznych okolicznościach. Michał, który siedział za kierownicą, zgubił się w Zabrzu w dzielnicy Helenka.
Junior: Każdy autobus, który mijaliśmy, miał tablicę z nazwą dzielnicy. Pomyślałem sobie: "Co jest grane?!" i od razu przyszło mi do głowy kilka rymów: "Helenka - tu nikt nie wymięka", "twoja sukienka"...

A wasze rodzinne strony? Jakie są?

Long: To Chorzów …I Stadion Śląski (śmiech).
Junior: Śląsk jest rewelacyjny. Przede wszystkim dlatego, że wszędzie stamtąd możesz dojechać. Nie musisz stać w korkach i zastanawiać się, czy dotrzesz na czas, bo poruszasz się dwupasmówką. Posłuchaj: Kraków - autostrada, Wrocław - autostrada. Warszawa…
Long: Warszawa - nuda.

"Tańczyć Chcę" to inny kawałek, który zrobił furorę…

Long: Nagraliśmy go jako dodatek do pierwszej płyty, na której po prostu się nie zmieścił. Nie zdążyliśmy dograć utworu, bo było już zbyt późno. Nikt z nas nie wiązał z tym nagraniem żadnych nadziei. Po dwóch latach od publikacji piosenka "Tańczyć Chcę" stała się jedną z naszych najlepszych produkcji.

W jaki sposób?

Long: Może dlatego, że rozwój Internetu poszedł w kierunku szerokopasmowych łączy. Dziś liczy się z tym każdy wykonawca. Zmieniły się też sposoby komunikacji ze słuchaczami. Kiedyś fani wysyłali kartki pocztowe i listy. Dziś piszą maile. W dobie Internetu Facebook stał się najlepszym komunikatorem. Nowy wytwór stwarza okazję do bliższego kontaktu z artystą, zadawania przeróżnych pytań i szybkiej odpowiedzi.
Junior: Dla nas obecność w sklepie muzycznym nie ma już teraz żadnego znaczenia. Tylko Internet.

Opowiedz o okolicznościach powstania mega hitu "Tańcz, Tańcz, Tańcz".

Junior: Wszystkie nasze teksty są napisane w podróży albo w ubikacji. Poważnie. Wiem, że brzmi to deprecjonująco, ale tak to wygląda. Na przykład, wracamy z koncertu tak zmęczeni, że nikt z nas już nie wie, jak się nazywa, coś wtedy pęka i powstaje kolejne "dzieło sztuki".

Wygląda na to, że tworzysz w momencie, kiedy opuszcza cię stres (śmiech). W tekstach specjalne miejsce poświęcacie kobietom. Kim dla was są: utrapieniem czy natchnieniem?

Junior: Ja od dziesięciu, a kolega już od czternastu lat jest w związku małżeńskim. Obydwaj mamy po dwójce dzieci. Kobiety są dla nas inspiracją. W każdym utworze zawarliśmy cząstkę naszego życia. To bardzo ważne, bo nigdy nie napisaliśmy piosenki tylko po to, żeby była. Nie wymyślamy kawałków na siłę. To nasze motto. Ludzie pytają się, dlaczego nie robimy trzech, czterech czy pięciu utworów miesięcznie. Bo nie odczuwamy takiej potrzeby. Piszemy może dwa na rok, za to zgodnie z tym, co czujemy i zasadą "rodzi się potrzeba - rodzi się utwór".

Wasze kobiet nie są zazdrosne? Macie wierne fanki?

Junior: Mamy nawet flagi (śmiech). Na pewno zawsze jak przyjeżdżamy na koncert, na widowni pojawiają się jakieś fanki. Fajnie, bo pisk dziewcząt czy krzyk facetów dobrze wpływa na atmosferę i sprawia, że koncert brzmi inaczej. Wydaje mi się jednak, że informacje o groupies, zwłaszcza na scenie dance, są przesadzone.

Urządzacie sobie "domówki"? Jak wyglądają wasze domowe imprezy? Czy są podobne do tej z teledysku "Lubię, To Się Bawię"?

Junior: Chyba bardziej "demówki" [prezentacyjne wersje utworów - przyp. red.] (śmiech).
Long: Zdarza się, że robimy sobie imprezki, ale latem w ogródku. Jesienią trafia się tak czasem, kiedy ktoś ma urodziny i jest to ostatnia okazja, żeby zrobić sobie masową imprezę o charakterze rodzinno-koleżeńskim. Zjawia się wtedy do 100 osób. Kiedyś mieliśmy mniej gości. Co roku jest ich coraz więcej (śmiech).
Junior: Ostatnio było 55…
Long: To nasi najbliżsi, przyjaciele i rodzina, osoby wybrane. Nie ma nikogo z przypadku.

Czy popularność album "Bo Ja Tańczyć Chcę" spełniła wasze oczekiwania?

Junior: Od 2001 roku pracujemy non-stop co weekend. Jest to też odpowiedź na pytanie, czy przez 14 lat można się utrzymać z muzyki, mając 2 hity. Nie stawiamy na sprzedaż albumu. My głównie rozdajemy płyty. Miesięcznie od 4 do 5 tysięcy egzemplarzy. Przeliczając w większej skali, rocznie mamy około 50 tys. rozdanych albumów. Stawiamy na kontakt bezpośredni z publicznością. Nawet utwory, które zamieszamy na naszej stronie internetowej, są dostępne bezpłatnie. Nie kupujesz ich, tylko możesz je sobie ściągnąć za darmo.

To bardzo dobry pomysł. Jak przystało na muzyków z przeszłością DJ-ów, skracacie dystans z publicznością…

Junior: Tak, bo daje nam to dużo adrenaliny. Skracamy również dosłownie. W Piławie Górnej zaskoczyła nas duża odległości widowni od sceny. Nie zespawamy przecież barierek, żeby przejść do ludzi…
Long: W Polsce funkcjonuje dziwna zasada, że tantiemy z tak zwanych odtwarzań publicznych trafiają tylko w 3-4% do artysty. Kolejna sprawa to siła przebicia naszej muzyki. W rozgłośniach o zasięgu krajowym, jak RMF czy Radio ZET, nagrania dance nie figurują, a przecież głównie te stacje generują zyski dla ZAiKS, czyli to, co się zarabia na płycie.

Macie porównanie, bo graliście już w Nowym Yorku, New Jersey i Chicago…

Junior: Już sam pobyt w USA miał dla nas znaczenie. Nie ważne, czy grasz disco polo, czy muzykę góralską, ale kiedy jedziesz do Stanów, na każdym robi to duże wrażenie. Dostaliśmy zaproszenie od Polonii z Chicago. Musieli nas znać… Na koncerty przyszło bardzo wielu ludzi. Nie spodziewaliśmy się nawet, że będą tak wyglądały. Byliśmy mile zaskoczeni.

Wasze plany artystyczne …

Junior: Zawsze robimy to, co lubimy. Jeśli spodoba się to innym, jest nam bardzo miło. Teraz akurat mamy taki fajny czas dla zespołu, że gramy koncerty praktycznie bez przerwy. Do lutego 2015 roku nie mamy już wolnych terminów. Możemy życzyć sobie przede wszystkim zdrowia, bo zdrowi nadal będziemy robić to, co do tej pory.
Long: Nie odmawiamy i jedziemy tam, gdzie nas zapraszają. Oczywiście, staramy się wszystko połączyć logistycznie, żeby nie było sytuacji, że dziś gramy w Szczecinie, jutro w Rzeszowie, pojutrze w Białymstoku, a w niedzielę na przykład w Piławie Górnej.

Obejrzyj fotogalerię:
I dzień: zdjęcia Dni Piławy Górnej
, II dzień: Dni Piławy Górnej
oraz Streetball: niepowtarzalne ujęcia!

Najnowsze ogłoszenia

Komentarze (0)

  • Dodaj komentarz jako pierwszy!
~ Użytkownik niezarejestrowany [zarejestruj się w 30 sekund]
Wszystkie komentarze umieszczone pod informacjami prasowymi w portalu Dz-ow.pl nie są moderowane w czasie rzeczywistym, nie są więc weryfikowane przed ich automatyczną publikacją. Wpisy łamiące prawo należy zgłaszać bezpośrednio do Wydawcy portalu.
Dodając komentarz na niniejszej stronie internetowej, autor tego komentarza oświadcza, że rozumie i świadomie akceptuje bezwarunkowe prawo Wydawcy portalu Dz-ow.pl do usunięcia lub modyfikacji wpisanego komentarza oraz brak gwarancji zapewnienia ciągłości publikacji wpisanego komentarza, jako korespondencji niezamówionej przez Wydawcę portalu Dz-ow.pl. Autor tego komentarza oświadcza również, że rozumie i akceptuje Regulamin portalu Dz-ow.pl.
dodaj komentarz
W nauce istnieje tylko fizyka, reszta to zbieranie znaczków.
© 2011-2024 Dz-ow.pl
zamknij
okanuluj