O miejskich szaletach panuje wiele stereotypowych opinii. Gdyby ktoś miał się nimi kierować, lepiej, żeby zrezygnował w ogóle z korzystania z miejskiej toalety. Okazuje się jednak, że dzierżoniowskie ubikacje w niczym nie odbiegają od tych domowych i jest nawet przewijak dla niemowląt.
Pierwsze zaskoczenie: toaleta miejska na ulicy Pocztowej. Osobne wejście dla kobiet i mężczyzn. W środku na ścianach estetyczne i ładne białe płytki. Podłoga jest czysta. I, co najważniejsze, nie czuć zapachu moczu.
Pracownica szaletu miejskiego sympatyczna kobieta, w niczym nie przypominająca osławionej "babci klozetowej". - Praca jest jak każda inna, na początku nie mogłam się przyzwyczaić do klientów, bo różni ludzie przychodzą, niektórzy są bardzo niemili, a najgorsi są ci bogatsi w garniturach - opowiada pracownica szaletu miejskiego.
Ale mimo, że toalety w Rynku są, to i tak ludzie wolą wysikać się w podwórku, aby tylko nie zapłacić dwóch złotych. Zdarzają się i tacy klienci, którzy płacą tyle ile chcą, albo akurat mają przy sobie.
Ludzie opiekujący się szaletem często muszą trzymać nerwy na wodzy. Nie wszyscy, którzy korzystają z toalet, zachowują się kulturalnie. - Jeden z mężczyzn po załatwieniu się dał mi 40 gr mówiąc, że tylko za tyle nasikał - dodaje.
Szalet miejski jest czynny od poniedziałku do piątku w godzinach od 9.00 do 17.00, a w soboty od 10.00 do 14.00. - Najwięcej klientów jest w godzinach rannych, potem przeważnie nie ma nikogo, ale klienci narzekają, że skorzystanie z wc kosztuje dwa złote, no za "luksus" trzeba płacić .