Po kilkunastu krokach, przez liście widać mur, kawałek dachu, wybite okno, wyłamane drzwi, upadłą ścianę. Dopiero po chwili, kiedy ogarnęliśmy wzrokiem większą cześć, kiedy uświadomiliśmy sobie gdzie jesteśmy, jak to wygląda...
W Górach Sowich mieszka, choć to górnolotne słowo w tym wypadku - egzystuje Rej.
Jego posesję trudno znaleźć, choć przejeżdżaliśmy koło niej kilka razy. Zarośnięta, kilkunastoletnim drzewostanem, krzakami, trawą wysoką do kolan, teren w ogóle nie rzuca się w oczy jako zamieszkały, pomimo że od nowej, asfaltowej, wiejskiej drogi znajduje się 5 metrów.
Żeby dojść do zabudowań Reja trzeba przedrzeć się przez to wszystko. Po kilkunastu krokach, przez liście widać mur, kawałek dachu, wybite okno, wyłamane drzwi, upadłą ścianę. Dopiero po chwili, kiedy ogarnęliśmy wzrokiem większą cześć, kiedy uświadomiliśmy sobie gdzie jesteśmy, jak to wygląda... to przerosło nasze wyobrażenia.
Nie często takie sprawy się prowadzi, nie często takie rzeczy się widzi.
Dom Reja to kompletna ruina, zarośnięta dookoła zielskiem, niczym baśniowe opuszczone domy w środku lasu. Na ścieżkach, delikatnie wydeptanych w trawie, co jakiś czas napotkać można amatorskie, małe palisady. Rej mieszka obok rumowiska. Ktoś z rodziny postawił mu altankę, niby murowaną, pokrytą czarną folią. Nie ma wody, ogrzewanie amatorskie. Podobno jest prąd.
Rej jest po osiemdziesiątce, ale nie pamięta kiedy ostatni raz był u lekarza.
Ludzie w okolicy wiedzą kim on jest i jak wygląda jego sytuacja. Jedni narzekają na jego rodzinę, inni że walczy z demonami z przeszłości, głównie z pustką po zmarłej żonie.
- Wcześniej, jak mieszkał jeszcze w piwnicy tej zawalonej chałupy to jak z mężem chodziłam na spacer wieczorem, to tylko widzieliśmy płomień świeczki w piwnicznym oknie. Mimo tylu lat, Rej to tajemnica. W nocy go widać na łące i w lesie. W dzień śpi - komentuje kobieta z dolnej części ulicy.
Córka zostawia mi jedzenie koło altanki, bo nie zawsze on chce z nią rozmawiać, lub na odwrót. Altankę podobno zbudował wnuczek.
Stroni od ludzi, nie chce rozmawiać. Napadali go kilka razy. Zrujnowany budynek to skarb dla meliniarzy, którzy ukradną wszystko żeby tylko mieć na tanie wino.
Rej rozmawia, raz na jakiś czas tylko z sąsiadką. Twierdzi ona, że jak staliśmy pod jego altanką to patrzył na nas, przez dziurę w czarnej foli.
- W domu nie ma wody. Nosił ją przez długi czas z oddalonej kilkanaście metrów brudnej, zarośniętej studni. Później zaczął przychodzić z wiadrami po wodę do nas, a to jest dość duża odległość i ten ponad osiemdziesięcioletni mężczyzna pokonywał ją z takimi ciężarami. Z domu wychodzi rzadko, zazwyczaj w nocy, czy to latem, czy zimą - mówi sąsiadka Reja. - On ma dość wysoką emeryturę, bo ma pieniądze z Francji i otrzymuje emeryturę jako były strażak. Niestety pieniądze te, nie wiem jakim sposobem przejmuje córka, owszem wnuczki przynoszą mu jedzenie, które stawiają na schodach i odchodzą, nie chcąc się nawet widzieć z dziadkiem - dodaje kobieta.
Prawdopodobnie córka proponowała ojcu zamieszkanie razem w kamienicy w wiosce na dole. Nie zgodził się: starych drzew się nie przesadza - skwitował.
Lokalny Ośrodek Pomocy Społecznej rozkłada ręce. Jeśli ktoś nie chce pomocy, nie można jej udzielać na siłę.
- W zimę są tu bardzo ciężkie warunki. Czasami rano wychodzę zobaczyć co z nim. Jak w nocy nie padał śnieg i nie było wiatru, to widzę ślady stóp pod lasem. To znaczy, że przeżył kolejną noc - komentuje sąsiadka Reja.