Wywiad z Ryszardem Urbanem, wieloletnim mieszkańcem Pieszyc, byłym właścicielem schroniska "Bacówka" pod Wielką Sową. Od lat prowadzi on w Górach Sowich warsztaty-metafizyczna kultura wraz ze stowarzyszeniem HEYOKA.
AW: Jacy ludzie do Ciebie przychodzą i po co?
Ryszard Urban: Wszyscy jesteśmy Indianami, tzn. w każdym z nas siedzi potrzeba rozwijania się w sferze profanum i w sferze sacrum, bo wtedy człowiek czuje się spełniony. Podejrzewam, że Ci którzy siedzą tylko i medytują, też nie do końca są spełnieni. Podobnie jak i Ci, którzy przerzucają tony na siłowniach. Być może takie poszukiwanie środka, czyli spełnienia się w sferze duchowej i fizycznej, powoduje, że ludzie zaczynają poszukiwać czegoś odrębnego niż to, co im dostarcza codzienność. Techniki, które robię, są źródłem poznania czegoś odmiennego dotknięcia czegoś co jest poza codziennością. Bawi mnie najbardziej w tym wszystkim to, że Indianie w naszym mniemaniu są uważani za prymitywnych. A rzeczy duchowe praktykują w sensie dosłownym. Tam nie ma takiej symboliki: siedzisz, medytujesz i coś Ci się wydarzyło w umyśle. Tam się to po prostu dzieje absolutnie fizycznie.
Czy jest jakaś określona grupa ludzi, która przychodzi na warsztaty? Na przykład sfrustrowani intelektualiści, którym dążenie do zdobywania wiedzy nic nie dał, odłączeni od Kościoła, nagle odnajdują w życiu pustkę, stwierdzają, że wiemy aż tyle, a nie wiemy nic. Czy może przychodzą ludzie zwykli, "szarzy" z ulicy?
- Ciężko to jednoznacznie stwierdzić, ale na pewno są to ludzie, którzy poszukują. Miałem paru takich studentów, którzy się zjawili na zasadzie towarzyszenia swojej dziewczynie z czystej ciekawości. Albo żona z mężem, żona mocno zainteresowana, namówiła męża. Powtórzę jeszcze raz, na pewno są to ludzie, którzy poszukują własnego doświadczenia, chcą przeżyć może trochę więcej niż, chociażby daje im Kościół ze swoim rytuałem.
Zajmujesz się praktykami indiańskimi, szamanizmem. Dobrze to nazywam?
- Tak. Można to tak nazwać.
Gdzie Cię można znaleźć? Gdzie odbywają się warsztaty?
- A gdzie chcesz mnie szukać? Najłatwiej mnie znaleźć w Pieszycach, bo tu mieszkam. Poza tym współpracuję ze stowarzyszeniem "HEYOKA". Zawsze można skontaktować się z prezesem tej szacownej instytucji i dalej już wszystko bardzo proste. Jest strona internetowa www.heyoka.za.pl. Tam wprawdzie nie ma bezpośrednich namiarów na moją osobę, ale szef jest moim serdecznym przyjacielem. A poza tym jest tam trochę informacji o tym, co robię.
Chciałbys zarabiać na życie prowadzeniem warsztatów?
- Nooo...! Byłoby cudownie! Oczywiście, że tak. Myślę że wtedy istnieje taka szansa poświecenia się temu w zupełności. Chociaż inni twierdzą, że bycie mnichem w klasztorze jest bardzo łatwą sprawa, a bycie mnichem w życiu codziennym, to już sztuka.
Czemu, aż tak daleko musiałeś uciec? Do starych korzeni rdzennych mieszkańców Ameryki, żeby odnaleźć prawdę o sobie, zrozumienie świata? Czemu nie sięgnąłeś bliżej, do tradycji chrześcijańskich do naszej śródziemnomorskiej kultury?
- Wydaje mi się, że sięgnąłem bliżej. To co przynosi nam Kościół, swoje korzenie ma w kulturze śródziemnomorskiej w sumie odległej.
Szamanizm i Indianie są bliżej?
- W tym momencie Indianie kojarzą nam się z Ameryka Północną, ale szamanizm jakieś pięćset, a może nawet trzysta lat temu był obecny tu na ziemiach polskich. Jest to inna wersja słowianizmu. Ten sam kult przyrody, kult zwierząt. Jeśli są jakieś różnice, to są to różnice czysto warsztatowe. Wykorzystywanie mocy natury do leczenia, tak robili Słowianie, tak nawet do tej pory robią "szeptuchy", kobiety które zajmują się przedziwnymi metodami leczenia, a co ciekawe skutecznymi. Dokładnie to samo robią Indianie. Śmiem twierdzić, że ta wiedza mówiąca o pomaganiu innym, leczeniu, sięgania po pewne moce dana jest ludziom, którzy są w ścisłym kontakcie z przyrodą. Tak żyli Słowianie. Żyli w lasach, szałasach, ziemiankach, byli blisko z przyrodą i przyrodę wykorzystywali i tak samo żyli Indianie. I nie mogli wynaleźć niczego innego niż Słowianie na naszych ziemiach, a oni u siebie. Jest to wykorzystanie tego co niesie z sobą natura i przyroda.
Czy dobrze rozumiem? Samo słowo 'szamanizm" i wszystko co się z tym wiąże, nie musimy odnosić do Ameryki Północnej, Ameryki Południowej, do Indian?
- Nie, nie musi.
Jak byś zatem sam określił szamanizm?
- Szaman to jest ten, który "wie".
W dosłownym tłumaczeniu?
- Tak i samo słowo nie pochodzi z Ameryki, a z Syberii. To syberyjska nazwa wiedzącego, wiedźmina, szamana. Indianie nazywają szamana Medicine-Man.
W angielskiej wersji. Człowiek lekarz, człowiek apteczka?
- Tak, człowiek który leczy, uzdrawia. Nie tylko ciało, ale również inne sfery człowieka. To, że nie wykorzystuje on tabletek i zastrzyków, a inne moce, to jest zupełnie inna sprawa.
Odważnym jest stwierdzeniem, czy raczej normalnym, że szaman to ksiądz, ksiądz to szaman, człowiek który "wie"?
- Ja nie wiem co oznacza słowo "ksiądz".
Ksiądz, człowiek "mianowany" przez Boga, pomazany przez Boga. Jest pomostem, który łączy nas śmiertelników z czymś boskim, to jest ten który "wie".
- Jeżeli przyjmiemy, że ksiądz to jest ten, któremu dano wiedzę, to tak. Tak by należało powiedzieć.
Ksiądz "wie" - wie, jak przekonać Boga, żeby wybaczył Ci grzechy, ksiądz wie, jak prowadzić msze, odpust.
- O widzisz! Mówisz o tym, co ksiądz robi. On jest świetnym kościelnym urzędnikiem. Doskonale wie, jak poprowadzić ceremonie. Niezwykle rzadko wśród tych urzędników zdążają się ludzie, którzy mają wiedzę. Nie wiadomości. Wiedzę, czyli duchowość w sensie jej użyteczności, duchowość, którą mogą oddziaływać na innych. W sensie na przykład leczniczym.
Na czym jest oparta cała wiedza o szamanizmie?
- Na intuicji, przeczuciach, a przede wszystkim na własnym doświadczeniu. Na umiejętności kontaktowania się z Wakan Tanką lub własnym duchem opiekuńczym. Szaman, wchodząc w odmienny stan świadomości, kontaktuje się wprost z Bogiem, Wakan Tanką, duchem opiekuńczym. Ma z nim kontakt bezpośredni. Jest świadomy Mocy wokół niego.
Rycerz Jedi?
- Można to tak porównać. Czuje Moc, jest jej świadomy poprzez liczne życiowe doświadczenia, wie, że "coś" go otacza i stara się poznać "to", kontaktować się z "tym". W tej właśnie Mocy zawarta jest cała wiedza.
A co, jeśli robisz źle? Jeśli wiedza, jaką ludziom przekazujesz, jest błędna? Skąd wiesz, że ludziom "dobrze" robisz?
- Wcale nie mam zamiaru robić ludziom dobrze. Ja się w tym przede wszystkim dobrze czuje. Mam wrażenie, że ścieżka, którą się poruszam, powoduje, iż coś się dzieje z moją świadomością. Śmiem to nazwać, rozwojem. Natomiast to, że inni do tego się przyłączają, to nie wynika z jakieś tam niezwykłej charyzmy. Podejrzewam, że jest taki czas, jest taki moment, gdy chcielibyśmy doświadczyć sami czegoś, nie tylko posłuchać i popatrzeć, ale właśnie doświadczać.
Jak udaje Ci się przemycić ideologie indiańskie w małym, prowincjonalnym miasteczku, w którym większość mieszkańców to mniej lub bardziej konserwatywni katolicy? Czy spotykasz się z oporem, niezrozumieniem, wrogością, a może ktoś nawet rzuca Ci kłody pod nogi?
- Przytrafiło mi się parę incydentów, ale zdaje sobie sprawę, że wynika to z niewiedzy. Na szczęście nie było to nic poważnego, choć niektórzy nieraz zapominają, co to wolność wyznania i głoszenia swoich racji. Rekompensuje mi to jednak uśmiech na twarzach ludzi, którzy spotykają mnie na ulicy. Dziękują za wspólne przeżycia, a wbrew pozorom nawet w tak małej mieścinie jest ich dość sporo.
Dziękuję za rozmowę.
- Dzięki.
Przeczytaj szczerą rozmowę z artystą z Pieszyc: